środa, 20 czerwca 2012

Lou Cz.I

„ Mamy zaszczyt oświadczyć, iż została Pani wylosowana w naszej loterii i tym samym zdobywa Pani bilet na wycieczkę do Paryża w towarzystwie grupy One Direction” – tępo wpatrywałam się w list, który podała mi mama. 
- Yhymm.. a co to ma wspólnego ze mną ? – zapytałam trochę zbita z tropu. 
- To ty. Ty wygrałaś tą wycieczkę ! Wylosowali Cię Kate ! – mama wykrzykiwała te słowa, jedno po drugim, głośno i wyraźnie, a do mnie one i tak nie docierały. 
- Eee.. mamo, spokojnie to na pewno pomyłka. Ja nie zgłaszałam się do żadnego losowania, nawet nie znam tego zespołu. – odparłam zdziwiona. 
- Hahaha… kochanie, niczego się nie domyślasz? Przecież to ja cię tam zgłosiłam. – była najwyraźniej zadowolona ze swojej „niespodzianki ”. – Słyszałam że to świetni i przystojni chłopcy, na pewno się dogadacie. 
- Na pewno się nie dogadamy, bo nie będzie ku temu okazji. Nigdzie nie jadę ! – odkrzyknęłam zdenerwowana, nawet nie zastanawiając się nad propozycją mamy. – Nikogo tam nie znam, nie mówię po francusku i nawet nie spytałaś mnie o zdanie. 
- Myślałam że się ucieszysz, no i wydałam na to sporo pieniędzy. Cały ten czas byłabyś pod opieką chłopaków i ich menadżerów, we wszystkim by ci pomogli. Zastanów się jeszcze. 
- Nie mam się nad czym zastanawiać mamo – powiedziałam opryskliwie i widząc jej zawiedzioną minę od razu tego pożałowałam. Wiem że chciała dobrze, ale jestem w tym wieku, że nie trzeba już podejmować za mnie decyzji. Popatrzyła na mnie jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak ja już pędziłam do swojego pokoju. 
Całą noc myślałam tylko o tym, rozważałam za i przeciw, wyobrażałam sobie jak mogłoby to wyglądać. Tylko ja i 5 nieznajomych chłopaków… brzmiało jak jedna wielka paranoja, ale z drugiej strony była to świetna okazja do zwiedzenia Paryża, rozerwania się , no i opanowania wielu sklepów. Po 4 dniach główkowania, kiedy organizatorzy zażądali podjęcia decyzji, zgodziłam się pojechać, a raczej polecieć. 

- W końcu raz się żyje – powiedziałam mamie z bladym uśmiechem i zobaczyłam w jej oczach wdzięczność i radość jakiej dawno tam nie było – Tak się cieszę Katrin, obiecuję Ci że będziesz się cudownie bawić.
- Taką mam nadzieję. – powiedziałam to szczerze. W końcu należy mi się odrobina szaleństwa i zapomnienia. Jednak nie zamierzałam zbytnio zadawać się z tymi kolesiami. To będzie mój tydzień ! 

Już drugiego dnia, o 19.00 wieczorem, byłam przygotowana do podróży. No.. powiedzmy że przygotowana.. pewnie wiele dziewczyn na moim miejscu ubrałoby najlepsze ciuchy, zafundowało sobie fryzury w najlepszych salonach i spałoby na siedząco w obawie przed naruszeniem koków. 
Ale ja nie byłam nimi, byłam po prostu sobą. Ubraną w szary dres siedemnastolatką, z makabrycznie skołtunionymi i nastroszonymi włosami o odcieniu ciemnego brązu, układającymi się ( w normalnych warunkach ) w delikatne loczki. Duże, zielone oczy są moją wizytówką a różowe, pełne usta też prezentują się nieprzeciętnie. Nie toleruję makijażu, jedynym kosmetykiem który można znaleźć w mojej torbie jest pomadka ochronna , ewentualnie tusz do rzęs nakładany w znikomych ilościach. 

- Cześć, jestem Katrina, ale mówcie mi Kate – dziwnie się czułam witając się z chłopakami. Byłam wyraźnie skrępowana, chłopcy zauważyli to więc postanowili przejąć inicjatywę. 
- Hej. Miło cię poznać. Ja jestem Louis, to jest Zayn, Niall, Liam a ten z burzą loków to Harry. Na pewno go zapamiętasz – uśmiechną się Lou –bo tak chciał żebym do niego mówiła, było mi to naprawdę obojętne. 
W oczekiwaniu na samolot dużo rozmawialiśmy, poznaliśmy się bliżej i już zdążyłam ich zaakceptować a nawet polubić. Byli całkiem inni niż kolesie których znałam. Faceci z pasją inną niż kolekcjonowanie damskich biustów na plakatach, lub gra „ kto zaliczy więcej w ciągu miesiąca „. Chociaż nie mogę zaprzeczyć że Louisowi chyba spodobał się mój dresik i T-shirt z napisem „ I’m single”. Gdy mówiłam, często czułam jego wzrok na sobie a nawet przyłapałam go na paru gestach, którymi wyraźnie próbował się do mnie zbliżyć.
Po godzinie oczekiwania, nareszcie mogliśmy zajmować miejsca w samolocie. Pożegnałam się z rodzicami, odbębniłam całą tą regułkę „ Tak, będę na siebie uważać”, „Okej, zadzwonię jak tylko dojedziemy” itp. poczym podekscytowana weszłam na pokład, naprawdę luksusowego samolotu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, ile musiało to mamę kosztować i byłam na siebie zła, na myśl o swojej reakcji na jej prezent. 

- Dzieki – szepnął Louis do reszty chłopaków, myśląc chyba że tego nie zauważyłam. Dopiero po paru sekundach skumałam za co im dziękował. Dziwnym trafem, Harry usiadł z Niallem a Zayn z Liamem, i zostaliśmy tylko we dwoje. 
- Hm … Nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy usiedli razem, co ? - zagadnął pewny siebie Lou, wiedząc że mu nie odmówię i kątem oka puścił oczko do reszty. 
- Jasne siadaj - nie miałam innej opcji jak usiąść w samolocie pierwszej klasy, z Louisem Tomlinsonem. Chyba śnię – pomyślałam. 
Jednak to wcale nie był sen, na szczęście. Bawiłam się świetnie już na początku tej przygody. Zajadaliśmy się kolorowymi żelkami i małymi czekoladkami a chłopcy na przemian zabawiali mnie świetnymi żartami. Gdy Liam opowiadał najbardziej obciachową historię swojego życia, zauważyłam że Zayn śpi. 
- Popatrzcie na niego – podzieliłam się tym z chłopakami i wskazałam na bruneta, zwiniętego w kłębek w wygodnym fotelu samolotu .
- OO…. Czy myślicie o tym samym co ja? - szepnął Liam, i wszyscy chłopcy popatrzyli na siebie.
Wyjęli kolorowe mazaki i jak prawdziwi artyści, z pełnym zaangażowaniem zaczęli umieszczać swoje pejzaże w najdziwniejszych miejscach na ciele Malika. 
- Napisz jeszcze „ lubię męskie tyłki” – powiedział Harry.
- Przecież to ty je lubisz – zdziwił się Niall.
- A no tak. 
Tak spędziliśmy większą część lotu. Kiedy wszyscy byliśmy już zmęczeni od śmiechu, jedzenia i picia, wspólnie uzgodniliśmy że czas na małą drzemkę. Trochę się tego obawiałam.. w końcu nie miałam najmniejszej ochoty obudzić się z Mona Lisą na twarzy. 
Miałam świadomość że samolot to nie cieplutki pokój, z kolorową kołderką i wcale się nie zdziwiłam widząc gęsią skórkę na rękach. Lou też to zauważył i spytał :
- Zimno Ci ? 
- Troszkę, ale .. - nie zdążyłam nawet dokończyć zdania i już otoczył mnie słodki zapach jego bluzy. Szczelnie mnie nią opatulił i zapewnił :
- Spokojnie, jest mi gorąco. Śpij dobrze. – był to najmilszy gest z jakim spotkałam się ze strony płci przeciwnej. Czy to możliwe, żebym po tak krótkim czasie zaczynała coś czuć do tego chłopaka ? Najwidoczniej tak. 
Żadne słowa nie opiszą tego, co poczułam budząc się wtulona w jego tors i przykryta czarną bluzą – jego bluzą. Wprawdzie miał ubraną koszulkę, ale nawet przez warstwę materiału czułam ciepło jego skóry i bicie serca.
- Przepraszam – szepnęłam pod nosem, gdy otworzyłam oczy – ja nie wiem jak to się stało, chyba zasnęłam i stoczyła mi się głowa. Naprawdę nie chciałam. – moje wyjaśnienia były żałosne, ale trudno mi przepraszać za coś za co nie czułam się winna… mało tego, podobało mi się.
- Nie ma o czym mówić, taka śliczna główka nie waży znowu tak dużo. – powiedział i uśmiechnął się a później przyniósł pączki i kawę. 
- Dzięki – odpowiedziałam mu tym samym uśmiechem i zawstydzona spuściłam głowę. 


1 komentarz: